Wychodzimy na grzbiet Czerwonych Wierchów. Dzień w pełni, bo choć schronisko opuściliśmy dość wcześnie to po drodze na Kopę zabawiliśmy jeszcze chwilę na Giewoncie. Słonce zagląda głęboko w Dolinę Kondratową, a na odległych, poszarpanych graniach Tatr Wysokich wywija radosne skrzące hołubce. Niebo czyste i błękitne - to będzie udany dzień.
Choć ścieżka prowadzi nas bezpiecznie przedeptaną granią Czub, dla pewniejszych kroków i tak zakładamy raki. To jedno z moich ulubionych miejsc w Tatrach. W okresach szczytowego ruchu turystycznego potrafią być tu przytłaczające tłumy. Teraz ruch jest raczej niewielki, co chwila mijamy się z tymi samych ludźmi. Prostą nieznacznie urozmaiconą ścieżką zmierzamy ku tatrzańskiej arystokracji. Atrakcje zupełnie innego rodzaju niż te wczorajsze.
Obcy
Wczoraj gawędziarski wieczór przy piwie w schronisku na Hali Kondratowej przerwało nagle pukanie do drzwi. Godzina poważnie zaawansowana, powoli obiera już kurs na ciepłą poduchę, a tu pukanie... Widocznie jakiś turysta postanowił rzutem na taśmę zanocować pod dachem. Ku powszechnemu zdziwieniu jednak do izby wchodzi ktoś zupełnie turysty nie przypominający. Obcy sylwetką przypomina wprawdzie młodego chłopaka lub raczej chwiejnie poruszającą się kukiełkę młodego chłopaka, ale w tych okolicznościach pogodowych, kłóci się ten widok zupełnie ze zdrowym rozsądkiem. Dygoczący z zimna, w zmrożonych dżinsowych półdupnikach*, na stopach coś w rodzaju obuwia - trampki równie przemoczone i sztywne od mrozu jak spodnie. W uszy Obcego wetknięte białe słuchawki iPoda, kontrastują z wetkniętą za pasek wielką maczetą w czarnej pochwie.
- Czy można się ogrzać - pada pytanie. Kiedy zdaje się już, że przybyszowi odpowie jedynie głęboko skonsternowana cisza, czujnie reaguje gospodarz.
- Oczywiście - zaprasza, po czym w kilku pytaniach usiłuje ustalić planetę, z której Obcy przybył. Ustala dość szybko, że jest to nie do ustalenia, bo galaktyka zbyt odległa, a wędrowiec podróżuje zdaje się na jakiś kosmicznie chemicznych wspomagaczach. Pada kilka komend, z którymi Obcy początkowo się nie identyfikuje, ale że ziemian jest więcej ulega. Komendy dotyczą głównie wypicia herbaty, zdjęcia lodowych pantofelków i wymiany skarpet na parę ofiarowaną jako dar planety Ziemia przez gospodarza. Jakbyście mieli kiedyś spotkanie trzeciego stopnia to wiedzcie, że obcy wprost przepadają za suchymi skarpetami. Śmiało możecie im takie podarować (rozmiar nieważny) a na pewno unikniecie zagłady z laserowego działa lub maczety.
Kiedy już stopom przybysza przestały zagrażać poważne odmrożenia można było sobie pozwolić na garść uszczypliwości, których niestety zmorzony chemią gość i tak zdał się nie rozumieć. Ogarnął się z lekka, podziękował i pomaszerował w noc. Tym, którzy właśnie wstrzymali oddech: spokojnie, koleżka nocował na Kalatówkach, które to zostały poinformowane telefonicznie o zmierzającej w ich kierunku ciekawostce przyrodniczej.
Na Kasprowym jak w młynie. Pizze i placki po węgiersku fruwają pod sufitem, piwo za 11 polskich nowych leje się strumieniami, a rozbawione towarzystwo dyskutuje o ataku szczytowym na Beskid. Wsuwamy szybki obiad i w nogi.
Rano, mimo wieczornych perturbacji z miejscami noclegowymi (jak to w Murowańcu), budzimy się wypoczęci i gotowi na kolejny dzień tatrzańskiej zimowej przygody. Plan jest prosty: nieśpiesznie przedostać się do Pięciu Stawów przez Zawrat, tam zakwaterować i wykorzystać resztę dnia na włóczęgę po dolinie. Oględziny Piątki kończą się niespodziewanie osiągnięciem szczytu Szpiglasowego Wierchu, z czego radzi jesteśmy niesłychanie, bo jak się potem okaże jest to ostatni dzień na podziwianie panoramy naszych najwyższych gór.
Ostatni dzień aktywnej działalności górskiej upływa natomiast na przetransferowaniu się do Morskiego Oka przez: hrrrr... ymm... Ś***wkę... yhy... Znaczy się przez Świstówkę?! Chyba nie wolno - głupiemu wszystko wolno. By dzień zakończyć spektakularnym zjazdem na czekanie z Buli pod Rysami i do późnego wieczora ratować świat w doborowym gronie w starym schonisku.
==============================
* spodnie z krokiem w kolanach, opuszczane do pół dupy
(własne określenie, proponuję rozpowszechnić)
więcej w galerii >>
[2011-03-03/07]
Copyright © 2014 by gorskieblogi